Daj ekoaktywistom palec, to wezmą całą rękę. Unia Europejska zmienia zasady gry i od przyszłego roku będzie wymuszać na producentach samochodów rezygnację ze sprzedaży aut spalinowych. Wszystko przez to, że silniki Diesla i benzynowe będą szkodzić producentom w klasyfikacji ich inwestycji.
Wspólnota zamierza wspierać finansowo inwestycje, które można zaliczyć do zrównoważonych środowiskowo. Na takie dotacje mocno liczy pokiereszowana pandemią koronawirusa branża motoryzacyjna. Okazuje się jednak, że w opublikowanej dziś propozycji nowych przepisów ich nadzieje znacznie zmalały. Wszystko przez to, że do spełnienia warunków finansowania trzeba by sprzedawać same elektryki i ewentualnie niskoemisyjne hybrydy.
Problem w tym, że konsumenci w Europie kupują dziś głównie paliwożerne SUV-y. Ich średnia emisja spalin często przewyższa 200 g/km dwutlenku węgla. Nic dziwnego, że obecnie emisja CO2 na Starym Kontynencie jest wyższa niż 30 lat temu. Tymczasem już tegoroczne normy unijne wynoszą 95 g/km CO2 (średnia dla całej sprzedanej floty) i praktycznie wszyscy mają problem, aby to osiągnąć. Jest to możliwe, jeśli sprzedaje się dużo aut elektrycznych. Choć ich sprzedaż wzrosła w tym roku o 71 proc. to wciąż ledwie 4 proc. udziału w rynku.
Presja na zakaz diesla
Z tego względu producenci kombinują jak mogą. Odkupują tzw. kredyty emisyjne m.in. od Tesli czy Volvo. Jednak sklasyfikowanie produkcji samochodów za inwestycję ekologiczną nie będzie możliwe nawet w przypadku spełnienia normy 90 g/km CO2. Unijni urzędnicy uznali, że takim progiem będzie poziom aż 50 g/km CO2. Zatem rękę po unijne fundusze będą mogli wyciągnąć w zasadzie tylko ci, którzy sprzedają dużo niskoemisyjnych (i to bardzo) pojazdów.
Jak to wpłynie na decyzje producentów? Można się spodziewać, że prędzej niż przewidywano doprowadzi to do uśmiercenia w pełni spalinowych aut, a może i w ogóle silników Diesla. Hybryd z jednostkami wysokoprężnymi i tak jest jak na lekarstwo, co sprawia, że ich produkcja można przestać mieć sens. Zaproponowane przepisy zostały skrytykowane przez branżę motoryzacyjną, bowiem może to załamać ich dochody.
Czym grozi przyjęcie nowych przepisów?
Z dnia na dzień Europejczycy nie rzucą się na elektryki. Ich ładowanie wciąż trwa długo, zasięgi nie są duże, a infrastruktura do uzupełniania energii jest wciąż daleka od ideału. Mowa tu o Europie Zachodniej, bowiem w Polsce temat leży jeszcze bardziej. Z kolei już sama perspektywa załamania sprzedaży może wystraszyć inwestorów, których producenci potrzebują teraz wyjątkowo bardzo. Elektromobilna transformacja to potężna i wciąż nieopłacalna inwestycja, aby ryzykować finansowanie jej z własnego budżetu. (wrc.net.pl)
Najnowsze komentarze