W poniedziałek 21 V odbyła się w Warszawie konferencja Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych pt. „Rewolucja, na którą nas nie stać”, omawiająca wyniki konsultacji przeprowadzonych przez ZMPD w sprawie przymierzanych przez rząd zmian w zasadach wynagradzania kierowców.
Temat jest komentowany i często krytykowany nie od dziś (raczej przez właścicieli firm, rzadziej samych kierowców), ZMPD jednak postanowiło podzielić się zebranymi w całej Polsce wynikami badań nastrojów wśród przewoźników.
Konsultacje. W ciągu ostatnich 2 miesięcy odbyło się 13 regionalnych spotkań konsultacyjnych, podczas których ZMPD pytało przedsiębiorców o zdanie na temat rządowych propozycji zmian w zasadach wynagradzania kierowców – by dotychczasowe diety za podróż służbową zastąpić wyliczeniem przychodu na podstawie przepisów ogólnych o delegacjach pracowników za granicę, w ramach wykonywanych usług.
Nasza branża osiągnęła ogromny sukces – jesteśmy największym przewoźnikiem w Europie. Jest to powód do dumy, ale tym faktem także sprowadziliśmy na siebie sporo kłopotów, jak choćby protekcjonistyczne reakcje, działania różnych państw, które przez tworzenie różnych barier postanowiły eliminować nas ze swoich rynków – mówił Jan Buczek, prezes ZMPD. Bardzo jednak zdziwiliśmy się faktem, gdy w tym szczególnym momencie dla naszej branży i dla naszego kraju, związki zawodowe wpadły na pomysł, żeby wprowadzić nową formę wynagradzania w transporcie drogowym. Zaniepokojeni jesteśmy faktem, że w momencie gdy jeszcze ostatecznie nie rozstrzygnęły się prace nad Pakietem Mobilności, nad nowymi regulacjami na poziomie międzynarodowym odnośnie płacy dla kierowców, przygotowywane są rozmaite modyfikacje wynagradzania, które mogą nas zmieść z wolnego rynku transportowego.
Właśnie teraz? Rzeczywiście moment dla polskiego transportu nie jest najlepszy i liczba pojawiających się w ostatnich latach różnego rodzaju zawirowań może przyprawić o zawroty głowy. Chciałoby się powiedzieć chociaż: „po kolei, nie na raz”, a dodatkowe „wrzutki” w temacie wynagrodzeń dla kierowców niewątpliwie wzmagają chaos.
Wynagrodzenie naszych kierowców to nawet 9 tys. zł brutto, a w niektórych firmach (specjalistycznych, niszowych) dochodzi do 12 tys. Jednak w tej chwili stanowią one już 25% w strukturze kosztów przedsiębiorstw transportowych. Składa się na nie wynagrodzenie zasadnicze w wysokości średnio 30% łącznej kwoty oraz dodatki wynikające z kodeksu pracy oraz innych aktów prawnych – kontynuował prezes Buczek. Powstał projekt przepisów, w wyniku których kierowca dostawałby 7,5 tys. zł w ruchu międzynarodowym (lub 5,5 tys. w ruchu krajowym). Planowane, nazwijmy je roboczo, ubruttowienie sprawi jednak, że albo kierowca dostanie de facto mniej pieniędzy, albo drugim skutkiem może być podwyżka kosztów wynagrodzenia co będzie rzutowało na wynik finansowy całego naszego biznesu – dodał.
Katastrofa? Według Jana Buczka wszelkie wzrosty kosztów mogą wywołać tylko jeden efekt – zapaść w polskim transporcie i bankructwa, bo nie będzie szans na kompensowanie większych obciążeń.
Dziś cena frachtu jest na takim poziomie, że rentowność wynosi ok. 1,5%, czasem w niektórych przypadkach do 3%. Gdy okaże się z dnia na dzień, że nasi przewoźnicy będą zmuszeni ponieść wyższe koszty, będą też zmuszeni podnieść ceny usług, co sprawi – wszyscy wiemy o tym – że wypadną z tego rynku – komentował prezes ZMPD. W związku z tym uważamy, że jesteśmy skazani na zagładę w dużej części.
Badanie. Wspomniane na wstępie ogólnopolskie konsultacje (rozpoczęte już w lutym) przeprowadzone zostały także wraz z anonimową ankietą, w której zapytano o stosunek do szykowanych zmian w wynagrodzeniach. Według badania, aż 56% respondentów jest do nich nastawiona jednoznacznie negatywnie, a 34% wypowiedziało się w bardziej stonowany sposób, dostrzegając potrzebę korekty w płacach (10% nie miało zdania).
Z naszych wyliczeń wynika, że gdybyśmy my mieli wziąć na siebie, na tę chwilę, bez żadnych rekompensat, ciężar takiej rekonstrukcji zasad wynagradzania, to koszty pracy powinniśmy podnieść o 1 tys. do nawet 2,6 tys. zł na jednego zatrudnionego. Gdyby przenieść to obciążenie na kierowców, mogłoby to ich kosztować obniżenie wynagrodzenia o kilkanaście procent. Mało wierzymy w to, że znajdą się tacy, którzy dobrowolnie na to pójdą – mówił dalej Buczek. Kto miałby na tym zyskać? Twórcy pomysłów zapewne zakładają, że sam kierowca i być może Skarb Państwa. W tym momencie jednak nie zgadzamy się na zmiany zasad wynagradzania, bo po pierwsze nie wiemy jak będzie wyglądać ostateczny kształt postanowień UE i jakie w rzeczywistości będziemy musieli zaimplementować przepisy do naszego prawa. Uważamy, że jeżeli nasze Państwo chce modernizować te zasady w naszej branży, to mamy prawo spodziewać się rekompensaty, chociażby w postaci zwrotu części akcyzy czy ulg w innych obciążeniach podatkowych.
Nie tylko ekonomia. Sektor transportu drogowego to niewątpliwie poważny problem dla całej gospodarki – dzisiaj to nawet 7% PKB. Wszelkie gwałtowne ruchy nie są wskazane, tym bardziej, że kłopotów ostatnio przybywa. Widać, że pomysłodawcy zmian są bardzo oderwani od praktyki branży, nie widząc zagrożeń, które te zmiany mogą za sobą nieść – zaczął podsumowanie prezes Buczek.
Dzisiaj eksploatujemy ponad 230 tys. samochodów w ruchu międzynarodowym. Za tym kryją się potrzeby finansowe, materialne, rodzin, osób, które żyją z pracy kierowców – to jest ponad 0,5 mln kierowców. To jest problem nie tylko ekonomiczny, ale również w wymiarze społecznym. Transport międzynarodowy to zespół naczyń połączonych – przy aktualnym poziomie rynku, ze wspomnianą rentownością 1,5%, jakakolwiek ingerencja administracyjna będzie dla nas fatalna w skutkach. To może zagrozić egzystencji naszej branży, którą do niedawna się szczyciliśmy – zakończył
(JACEK KOSECKI – pgt.pl)
Najnowsze komentarze